Tak bardzo tego potrzebuje
Ja i moja niewolnicza natura, ja i mój masochizm (do którego w końcu przyznałam się sama przed sobą) są całością. Ciężko to zapewne zrozumieć osobie, która ma inaczej. Jedni widzą w tym przekleństwo, inni dar. Ja chyba traktuje jako nierozerwalną część siebie. Nic nie prowadzi mnie do takiej przyjemności, jak… ból, przymus fizyczny, degradacja, poniżenie… z Jego rąk (co ważne!) i to poczucie głębokiej więzi, którą ciężko mi opisać.„Bierz i używaj” – w tym kryje się nie tylko pozwolenie, ale i prośba i nadzieja „Proszę rób to… tak bardzo tego potrzebuję Panie”. Wiem jak bardzo można tego potrzebować i pragnąć, bo sama prosiłam nie raz np. o ból, a dostawanie tego może być aktem miłości Pana do swojej niewolnicy (i odwrotnie). Nie raz całowałam Jego dłonie w podziękowaniu za dar tej ‘innej’ miłości. Może dlatego tak protestuję, gdy porównuje się klimat do przemocy, chociaż wiem, że zdarzają się różne sytuację, wiem też, że – mimo, że taka dynamika nie należy do najłatwiejszych – jest jednocześnie dla mnie pełna miłości, chociaż czasem trochę innej niż może się to wydawać. Z drugiej strony może dlatego jak bardzo złości mnie, gdy ktoś ‘wykorzystuje’ u innych to poczucie uległości, tą głęboką potrzebę i pragnienie.
Ostatnio zdałam sobie też sprawę, jak daleką drogę przeszłam - od wyparcia, wstydu, po akceptację, aż po momenty gdy przerażenie budzi utracenie tego, bo to jakbym utraciła część siebie, coś szalenie cennego dla mnie. Żyjąc tak 24/7 zdarzają się czasem momenty, szczególnie gdy dzieje się coś ‘zewnętrznego’, że mindset odchodzi na jakiś czas. Ostatnio mocno się o tym przekonałam i to dość mocno, bo wszystko co działało do tej pory – przestało. Odpuszczenie sobie – jak zwykle – pomogło. Brak presji, uwolnienie głowy, Jego wsparcie, rozmowy. Wyszłam jednak z tego z taką myślą, jak wiele ma to wszystko niuansów, jak nie jest czarno-białe, jak różne mogą pojawić się (i pojawiają) trudności, gdy naprawdę jest 24/7, gdy wpływają na nas różne rzeczy, gdy eksperymentujemy na sobie, swojej głowie, emocjach, choć może się takie czarno-białe wydawać na początku i mi się takie wydawało.
W końcu za jakiś czas poczułam... Jeden dotyk i reakcja, jedno spojrzenie, właściwy czas, moment, mocny chwyt. Poczułam siebie, znowu, mocno, głęboko. Mało tego poczułam głębiej niż wcześniej, poczułam jak bardzo to jest nierozerwalna część mnie i… nas. Kontakt z moją uległością to także głęboki kontakt z moim ciałem i moim wnętrzem. Oczywiście wiem, że można inaczej, ale ja już chyba nie umiem inaczej, jak z Nim, na Jego smyczy. Myśl, że mogłoby być inaczej – szczerze mnie przeraża.
Komentarze
Prześlij komentarz