O masochizmie emocjonalnym
Kiedy ktoś mówi nam o masochizmie w BDSM (masochizmie seksualnym ;)), pewnie przed oczami mamy baty, palcaty, flogger, ewentualnie igły, może innego rodzaju tortury fizyczne. Ale istnieje i inne oblicze masochizmu. Jakiś czas temu natknęłam się na pojęcie masochizmu emocjonalnego. Długo uważałam, że to nie ja i w sumie nadal się waham... Ale wiele sygnałów mówi mi, że to jednak także część mnie (chociaż nie jedyna i nie główna, bo przede wszystkim jestem kajirą, niewolnicą, Jego zwierzątkiem domowym i własnością). Emocjonalny masochista to ktoś, kto „osiąga pozytywną reakcję seksualną na doświadczanie emocjonalnego, psychicznego i psychologicznego cierpienia i bólu.” (Źródło: https://fcsyblog.wordpress.com/2018/12/23/504-discussion-topic-write-up-emotional-masochism-and-sadism/)
Brzmi to dość surowo i może abstrakcyjnie. W innym miejscu możemy jednak
przeczytać, że dzieję się to za pomocą m.in. takich uczuć jak: upokorzenie,
strach, degradacja, zażenowanie lub wstyd, zranione uczucia. W każdym razie
uczucia, których zazwyczaj wcale nie chcemy ;). Tak jak często wcale nie chcemy
bólu, a jednak chłosta może się nam podobać. I dokładnie tak samo jest tutaj.
Bardzo fajnie jest to ujęte:
"Nie lubię być poniżany w pracy.
Co innego, gdy jestem upokarzany klęcząc nago przed ukochaną osobą. Innym czynnikiem jest to, że powiedzenie
"chcę być poniżany" nie jest tak naprawdę prawdą. Lepiej jest powiedzieć: Chcę to uczucie i
podniecenie, które wynikają z upokorzenia spowodowanego przez osobę, którą
kocham i w bezpiecznym środowisku". (źródło:
https://fcsyblog.wordpress.com/2018/01/08/the-struggles-of-emotional-masochism)
W zasadzie w tym fragmencie mamy wszystko co najważniejsze. Nie każda
degradacja/upokorzenie/zawstydzenie przynosi przyjemność. Gdy się boję czegoś i
jestem sama lub w obcym miejscu wcale nie jest mi miło, gdybym była poniżona przez osobę, z którą nie łączy mnie
więź i poza kontekstem klimatycznym –
pewnie będę głośno protestować na niewłaściwe traktowanie itd. Tak samo
osoba, która lubi chłostę wcale nie musi lubić jak się uderzy w palec u stopy ;).
A jednak… gdy mój Pan wywołuje we mnie strach, gdy zawstydza mnie – prędzej lub
później… przychodzi to uczucie błogości, przyjemność, czasem subspace, a czasem
zwyczajnie po prostu ogromna ochota seksualna. Długo się z tym gryzłam, takie
coś jest chyba dużo trudniejsze do akceptacji niż to, że lubi się lanie. Dużo
trudniejsze też jest wyznaczenie granic.
Gdzieś przeczytałam, że tego typu praktyki są formą edge play, i w sumie
się z tym zgadzam. Dodatkowe uderzenie batem zaboli, ale przekroczenie granicy
w grze psychologicznej potrafi wyrządzić dużo większe szkody. Długo
zastanawiałam się sama jak zminimalizować ryzyka i póki co uważam, że jest kilka
warunków. Po pierwsze, trzeba ogromnie dużo samoświadomości, żeby wiedzieć co
nas kręci, kiedy i w jakich warunkach. Jeśli tego nie wiemy to niczym idąc po
lodzie, kroki stawiamy powoli i sprawdzamy czy bezpiecznie jest iść dalej, czy
może nie do końca. Potrzeba w tym też trochę pewności siebie, dobrej samooceny,
nie wydaje mi się, żeby te praktyki były odpowiednie dla osób, których
samoocena czy poczucie własnej wartości łatwo zburzyć. Błędy mogą się zdarzyć
zawsze i trzeba być pewnym, że to nas nie zniszczy tylko, że normalnie o tym
pogadamy i wyciągniemy wnioski na przyszłość. Druga rzecz - zgoda. Świadome
omówienie "tak, to mnie kręci, rób tak częściej". Jakkolwiek nie
wydaje się nam to dziwne, warto wg mnie rozmawiać o tym, jak o każdej innej
praktyce. Trzecia rzecz, to potrzeba BARDZO jasnych ram, by nie przekroczyć
cienkiej granicy między tym, co ma dać przyjemność, a co może się stać przemocą
psychiczną. Jasne ramy oznaczają i limity, czyli co absolutnie jest „na nie”,
ale i powiedziałabym takie ramy ‘sceny’. Szczególnie na początek to chyba jest
dobry pomysł. Tu i w tej sytuacji możesz to robić, i to jest OK., teraz się
może dziać wszystko... Wchodzimy w mindset i nagle odbiór słów, sytuacji,
emocji jest zupełnie inny. Ale w pozostałych sytuacjach nie ma na to miejsca.
Jest to niemałym wyzwaniem w relacji 24/7, gdzie nie do końca jest jasny
podział na scenę. Czasem wszystko staje na głowie i potrafi nieźle w niej
namieszać ;).
Czasem jednak o to namieszanie w głowie dokładnie chodzi, o grę na
emocjach, wykorzystanie groźby, przerażenia, wstydu czy upokorzenia. Czasem
samo wrażenie, że „coś może się zdarzyć”, coś czego się boimy lub nie chcemy
tego, wystarczy do tego by to poczuć. Np. Master mówi niewolnicy, że następnym
razem będzie służyć osobie X (wyobraźcie sobie, że to osoba której nie lubicie,
nie znosicie szczerze i mocno, to ważne w odbiorze i emocjach, które to w nas
wzbudza, nie chodzi o fantazje na którą "przebieramy nóżkami" ale
taka, która w pierwszej chwili nas odrzuca). Gdy protestujecie on mówi, że
Wasze preferencje nie są istotne i macie się nie odzywać. Tak naprawdę to się
wcale nie musi zadziać, ale sama wizja – co nie trudno sobie wyobrazić jest -
zawstydzająca, poniżająca i wywołująca przerażenie. Obserwator z boku powie, że
coś tu nie gra, jak to „Wasze preferencje nie są istotne?!”, to red flag,
przecież w BDSM chodzi o wspólne spełnienie!
I otóż, właśnie to się dzieje, tylko inaczej niż się wydaje na pierwszy
rzut oka, bo gdy ona ulega, poddaje się temu i mówi „Tak, Panie” - w tym
momencie wszystkie złe emocje mogą przerodzić się w uczucie... niewyobrażalnej
przyjemności. Bardzo podobny efekt wywołania zagrożenia to też np.zabawa z
nożem, gdzie wiesz, że jesteś w 100% bezpieczna, że Pan nic złego Ci nie zrobi
ale.. gdzieś tam na dnie Twojej duszy leży malutkie ziarno niepewności... A
może jednak on jest do tego zdolny? ;) i na tym opiera się cała gra tych
emocji.
Tak naprawdę dla mnie osobiście najtrudniejsze są te momenty, gdy czasem
przyjemność przychodzi… po czasie. Co powoduje, że w pierwszej chwili bywa mi
naprawdę źle, i naprawdę nie chce czegoś i nie czuje jescze podniecenia. Np.
jedną z takich praktyk mogłaby być praktyka
ignorowania (przez określony niewielki okres czasu). Albo odwrotnie
jakaś praktyka wywołująca frustrację i złość. I to nic fajnego, nic
przyjemnego… i nawet w czasie mogę być smutna, zła, rozczarowana, miks emocji.
A potem następnego dnia, gdy myślę o tym – czuję przyjemność. Dlatego mam
dodatkową zasadę, czekam i układam się z tym, co czuję jakiś czas zanim ocenię
czy i jak mi jest z daną praktyką. Zdarzyło mi się bowiem powiedzieć Panu, że z
czymś mi źle, że tego nie chce, a potem okazywało się, że następnego dnia...
mówiłam "Jednak chcę. To było takie podniecające" i przeżywałam
ekstazę na samą myśl (ot, zrozum kobietę :)).
Czasem mówi się też o przyjemności „byciu na swoim miejscu”, który wynika z
praktyk degradacyjnych i to mi też bliskie. „Twoje zdanie nic nie znaczy”,
„Jesteś czasem taka głupia, co Ty byś beze mnie zrobiła?”, „Zwierzęta domowe
nie mają prawa głosu, a Ty jesteś zwierzęciem, prawda?” "Lubię jak tak się
frustrujesz, gdy mnie prosisz i musisz czekać aż Ci pozwolę." itd. Inny
przykład - danie uległej zadania, które jest frustrujące i przyglądanie się
ostentacyjnie, komentowanie lub wręcz przeszkadzanie w jej wykonaniu, lub nawet
zniszczenie efektów na jej oczach. A może zadanie, którego i tak nie da się
wykonać po to by przyglądać się jak walczy a potem... ponosi porażkę i patrzeć
z uśmiechem politowania?
Spotkałam się nawet z konsensualnym gaslightingiem i to jest też szalenie
ciekawe, gdyż to takie słowo, które automatycznie zazwyczaj zapala nam czerwone
lampki, a tu proszę – może być chciane i być elementem gry, gdzie traci się
kontrolę nad tym, co jest prawdą, a co nie w danym momencie :). Wydaje mi się,
że pod masochizm emocjonalny można także wpisać
czerpanie przyjemności z konsensualnego szantażu, jeśli wywołuje strach…
„Jeśli nie zrobisz tego co mówię, to stanie się X” powiedziane zimnym tonem do
ucha potrafi naprawdę zrobić dużo miłego w głowie, i nie tylko ;). To tylko
kilka przykładów.
Zdaje sobie sprawę jak kontrowersyjne są to praktyki. I co teraz cześć z
czytających może sobie pomyśleć... :). Warto jednak pamiętać, że są chciane po
obu stronach. Warto dodać też to, że ktoś określa się jako emocjonalny
masochista nie oznacza, że lubi całe spectrum takich praktyk i że nie ma swoich
limitów czy triggerow. Dla wielu osób np. gra na kompleksach jest "na
nie" (choć dla innych może być pewnie hot). A nawet jak ktoś lubi to nie
musi lubić zawsze. Tak samo jak nie zawsze mamy ochotę na chłostę, mamy gorsze
dni itd. Dokładnie tak samo działa to wg mnie tutaj. Nawet w kontekście relacji
TPE, gdzie Pan może teoretycznie wszystko i zawsze, trzeba wziąć pod uwagę te
ograniczenia, żeby... nie przegiąć, nie zepsuć zabawki. I tak samo jak po
każdych innych praktykach (a może nawet szczególnie?) warto moim zdaniem zadbać
o aftercare i "wyrównać" emocje np. po upokarzaniu - docenić za coś
swoją uległą czy niewolnice, pochwalić ją, pokazać też jak bardzo akceptujemy
ją taką jaka jest. Potraktować dla odmiany jak ukochane zwierzątko czy małą
dziewczynkę, którą trzeba się zaopiekować. Dla mnie przynajmniej to bardzo
ważne. Źródło przyjemności leży też mam wrażenie - w reakcji drugiej strony,
dopełnienia się masochisty i Sadysty w swoich rolach, ofiary i Predatora,
niewolnicy i Pana, uległej i Dominującego itd. Gdy widać że druga strona
czerpie przyjemność z tego co robi, że jest to celowe i zaplanowane, sprawia,
że chce się jeszcze bardziej i mocniej oddać siebie i powiedzieć "karm się
mną" i "bierz". Trochę to chyba nieudolnie opisane, ale nie wiem
jak to lepiej wyrazić. To oczywiście wyłącznie moja perspektywa, która miesza
się z określonymi fantazjami i mindsetami, co sprawia, że jest to pewnie
unikalny zestaw. Zapewne są inne i to też OK. Przyznam, że ten tekst był dla
mnie trochę wyzwaniem, ale mam nadzieję, że moje spojrzenie będzie dla kogoś
interesujące, gdyż nie ma za wiele tekstów na ten - wydaje mi się - jednak
ważny temat.
Komentarze
Prześlij komentarz